tebe - cuda, cuda!

Autor: Anya , poniedziałek, 26 września 2011 22:45

Całkowitym przypadkiem trafiliśmy dzisiaj z Łukaszem na cudowny sklepik w samym centrum Warszawy. Miejsce to nazywa się tebe (http://tebe.waw.pl/) i zajmuje się wypiekaniem najśliczniejszych i najpiękniej pachnących pierniczków, jakie w życiu widziałam. Tak sklep prezentuje się z zewnątrz:
Nie zrobiłam zdjęcia w środku, ale Łukasz postanowił kupić mi jeden z pierniczków w prezencie (jeżyka<3) i jego już obfotografowałam w domu. Jest absolutnie śliczny. Razem z pięknym pudełkiem wypełnionym słomą kosztował 9 zł (!).



A więc, jak już pisałam, jeżyk jest cudowny i dostał na imię Maurycy:D.

Agree to disagree.

Autor: Anya , poniedziałek, 5 września 2011 00:38

Trochę fajnych rzeczy

Autor: Anya , środa, 24 sierpnia 2011 00:39

Enjoy:)







Us

Autor: Anya , sobota, 20 sierpnia 2011 19:00




Tralala!

Autor: Anya 13:51

Niczego tu od dawna nie pisałam, a to dlatego, że byłam mega zajęta. Koniec roku akademickiego, kurs rysunku, wyjazd w rajd po Europie... no, ale teraz jestem już z powrotem w domku i okazuje się, że jeszcze więcej rzeczy czeka na zrobienie (m. in. wizualizacje na nadchodzący, wrześniowy koncert NAO - fakje) i dokończenie, ale jakoś nie czuję w ogóle stresu:P. Na eurotripie było zacnie, niedługo powinniśmy wrzucić zaległe filmiki (Łukasz musi je zmontować), a tak poza tym w końcu wybrałam się ostatnio na "Kapitana Amerykę" i najnowsze "Transformersy", obydwa filmy bardzo mi się podobały i pozytywnie mnie zaskoczyły, bo spodziewałam się masakry, zwłaszcza po Kapitanie:P. Rysuję nowe komiksy na Kota, powinnam wrzucić jakoś na dniach, kupiłam sobie netbuczka i nazwałam go HAL, gram na PSP w "Assassin's Creed: Bloodlines", zapuszczam włosy, nie chce mi się wracać na studia za miesiąc, no i jestem mega szczęśliwa i spełniona (w związku z czym rzadko piszę cokolwiek na blogu:P). W dodatku zamówiłam sobie W KOŃCU "Everyone Into Position" Oceansize, bo to wstyd nie mieć swojej ulubionej płyty, a do tego koszulkę promującą ostatnią trasę z mega fajną grafiką. Niedługo wychodzi kolejny Deus Ex na PS3, Uncharted 3, mnóóóóóstwo innych fajnych gier... po prostu żyć, nie umierać:P.

Victory Parade

Autor: Anya , sobota, 23 kwietnia 2011 00:44

Minęły już ponad dwa lata, od kiedy zmarła moja Babcia. Warto przy okazji wspomnieć, że Babcia była najcudowniejszą Babcią świata. To nie to, żebym miała coś do zarzucenia mojej drugiej Babci - widywałam ją po prostu zbyt rzadko, żeby poznać ją tak dobrze, jak tą, z którą mieszkałam.

Minęły dwa lata, podczas których przy okazji powrotów do domu byłam pewna, że zastanę Babcię w kuchni, siedzącą na krzesełku i czytającą gazetę albo zajmującą się Czymś Ważnym. Byłam pewna, że na moje rzucone wesoło "dzień dobry" albo "wróciłam" odpowie uśmiechem i ciepłym słowem. Niestety, po Babci pozostało puste krzesło i cisza, cisza tak przenikliwa, że boli od niej serce.

Ciężko było mi się pogodzić z tym, że Babci już nie ma wśród nas. Była najlepszym i najcieplejszym człowiekiem, jakiego znałam. Zawsze służyła dobrym słowem, chwilą rozmowy, dobrą radą. Naturalną koleją rzeczy spędzałam z nią przez ostatnie lata coraz mniej czasu, głównie przez to, że wyjechałam na studia do innego miasta i przyjeżdżałam do domu coraz rzadziej. Ciągle jednak wydaje mi się, że mogłam poświęcić jej więcej czasu, więcej rozmów i wspólnych chwil. Dać jej i sobie więcej wspólnych wspomnień.

Puste jest życie bez Babci. Puste są święta, rodzinna kawa w ogrodzie, pogawędki, obiady. Puste są powroty do domu i odjazdy, puste są nawet wspomnienia, których moja rodzina chyba się boi.

Nie zaskoczyło mnie to, że jakiś czas po swojej śmierci Babcia zaczęła pojawiać się w moich snach. Wierzę, że ma to głęboki związek z jej życiem po życiu - tak, wierzę w nie, i wierzę, że tam, gdzie teraz jest, jest szczęśliwa, bo zasługiwała na to jak mało kto. Chciałam tu jednak wspomnieć o jednym śnie, który miałam dość niedawno.

Nie był to jakiś nadzwyczajny sen. Śniło mi się po prostu, że Babcia odwiedziła mnie w Warszawie. Ponieważ miała problemy z chodzeniem, ja i Łukasz woziliśmy ją samochodem, żeby mogła zobaczyć miasto. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się w jednej z warszawskich kawiarni, gdzie zamówiliśmy coś dobrego i usiedliśmy przy stoliku w samym środku sali. Babcia, ubrana jak wytworna dama - w czarny szal, piekną suknię, buty i rękawiczki - zaczęła opowiadać jedną z historii ze swojego życia. A miała ich do opowiadania bardzo wiele, jedną ciekawszą od drugiej. Żałuję teraz, że nie zdążyłam wysłuchać ich wszystkich. I żałuję, że Babcia nie zdążyła poznać Łukasza.

Babciu, skądkolwiek teraz na nas patrzysz, wiedz, że pamiętamy o Tobie, tęsknimy i bardzo Cię kochamy.
Twoja śmierć to zdecydowanie za mało, żeby przestać Cię kochać.

I Don't Want To See You Like This

Autor: Anya , piątek, 22 kwietnia 2011 01:40

Nie brakuje mi ciebie.
Brakuje mi osoby, którą myślałam, że byłeś.

Trololololo

Autor: Anya , wtorek, 8 marca 2011 23:03

Czasem żałuję, że nie skończyłam tego zakichanego Edena, jak miałam 16 lat. Wtedy wszystko było proste, klarowne, wydałabym to i uznaliby mnie za jakiegoś genialnego dzieciaka. A teraz siedzę, dłubię, poprawiam fabułę, dopracowuję szczegóły i pierdoły, które wcześniej bym zignorowała, dopieszczam dialogi, mieszam, bawię się, kombinuję i ogólnie cały czas coś zmieniam, bo mi nie pasuje, bo wydaje się miałkie/naiwne/niefajne, a ja bym chciała, żeby było przynajmniej ciekawe. No i mam teraz za swoje.

Water

Autor: Anya , piątek, 4 marca 2011 23:07

No i chciałabym tu coś napisać. Chciałabym, bo w moim życiu sporo się ostatnio dzieje. Na dniach Łukasz wprowadza się do nowego mieszkania, co oznacza, że i ja będę mogła tam przesiadywać, a w czerwcu - przenieść się na stałe. Mamy wielki telewizor, necik, kablówkę, w zasadzie wszystko, czego tylko dusza zapragnie (poza akwarium, które jest w planie, ale na to jeszcze będzie czas). Będę miała kąt, w którym będę mogła spędzać czas, kiedy w mieszkaniu nie będzie się dało wytrzymać (a zdarza się to nader często i momentami mnie już, za przeproszeniem, nerwica bierze). Zarabiam dośc sporo, dzisiaj kupiłam sobie mnóstwo ładnych rzeczy (nie samymi grami w końcu człowiek żyje), a do tego w Złotych Tarasach znalazłam stoisko z tureckimi słodyczami, gdzie można na wagę kupić lokoum i inne tamtejsze przysmaki. Jak dla mnie cena 6 zł za 100 g tego cuda to wcale nie jest dużo.
I wydaje się, że wszystko w moim życiu jest idealne. No, może poza studiami, które raz po raz dają mi w dupę. Mam jakiś zastój, straciłam umiejętność komunikacji chyba, nie wiem. Łatwo mi formułować myśli, a kiedy mam je wypowiedzieć, to jest jakaś masakra. Męczę się na zajęciach i czasem najprostsze zadania sprawiają mi problemy. To nie jest tak, że ja tego nie wiem. Po prostu nie potrafię się odezwać. Najchętniej zaszyłabym się gdzieś w kąt, tak, żeby nikt mnie nie widział, i tam w spokoju robiłabym sobie notatki i nikomu bym nie przeszkadzała. Ale tak się nie da na ćwiczeniach, kiedy w grupie jest jakieś 15 osób i tak czy inaczej wszystkich nas widać, gdzie bym się nie schowała. To przykre. Przykre, bo wiem, że stać mnie na wiele, ale nie mam żadnej, nawet najmniejszej motywacji. Straciłam zapał do pisania magisterki, czuję się tak, jakby całe zainteresowanie tematem nagle się wypaliło i gdzieś ulotniło. Straciłam zapał do tłumaczenia "Yume Juuya", które na początku tak mi się podobało. Może to przez to, że tłumaczę je chujowo i cały czas coś mi się nie podoba? Nie wiem. Może po prostu nie jestem przyzwyczajona do wielu porażek naraz, ale ostatnio napatoczyło się ich zbyt wiele.
Odczuwam bolesny brak bliskich osób. A jak już uda się z kimś pogadać, uciekam od powaznych tematów, bo nie lubię zamęczać ludzi swoimi problemami. I tak muszą znosić moje narzekania, że mi się 'nie chce'. Bo tak jest, nie chce mi się. Snuję się po mieście między studiami a pracą, w mieszkaniu snuję się po internecie, a z Łukaszem spędzam jeden dzień w tygodniu, i to maks, bo wiecznie ma próby. Fajnie, że w kwietniu zagrają przed God is an Astronaut, ale ja chciałabym móc go widywać przynajmniej o jeden dzień dłużej.
Twierdzi, że po jego przeprowadzce do nowego mieszkania wszystko się zmieni. Że będę mogła tam wpadać i będziemy razem spędzać czas. Szczerze? Jesli to będzie wyglądało tak, jak teraz, to będziemy się widywać rano podczas mycia zębów.
I to chwilowo na tyle narzekań. Postaram się, żeby następna notka była bardziej optymistyczna. Niestety, wychodzi na to, że blog to jedyne miejsce, w którym mogę z siebie wyrzucić to, co mi przeszkadza i co jest nie tak. Poza tym, i tak nikt tego nie czyta.
I powtórzę słowa Oleńki - moje życie nie ma rytmu.

Of The Room

Autor: Anya , czwartek, 3 marca 2011 21:09

Jestem po prostu zmęczona.
Bardzo zmęczona.

Memories

Autor: Anya , sobota, 26 lutego 2011 11:47



Oceansize - The Frame

Ebb

Autor: Anya , piątek, 25 lutego 2011 21:49

Dzisiaj notka nieco refleksyjna, bo i wydarzyło się coś, przy czym warto się tej refleksji poświęcić. Dzisiaj mianowicie zakończył działalność mój ulubiony zespół. Po 12 latach współpracy postanowili poświęcić się innym projektom i zamknąć ten rozdział w swojej muzycznej karierze. Chociaż w sumie nie wiem, czy mozna to nazwać karierą, gdyż nie była to muzyka dla wszystkich.

Dear Friends,

We regret to inform you that Oceansize has split up.
An explanation for this occurrence is neither forthcoming or indeed necessary.
All that remains is to say THANK YOU for being there for us. It's been a very eventful and life-affirming 12 years.

We'll miss you.


There will be more music from each of us as soon as possible.


Oceansize jest dla mnie bardzo ważnym zespołem i zawsze takim będzie. Nagrali trzy albumy, które całkowicie zmieniły moje podejście do muzyki i były dla mnie objawieniem kompozycyjnego geniuszu. W swoich niejednokrotnie siedmiominu towych nawet kawałkach nikt nie potrafił zawrzeć tylu emocji, co Oceansize. Nikt nie potrafił stworzyć tak pięknej i zaskakującej kompozycji, nie miał tak niesamowitego brzmienia. Wiele razy będę wracać do pamiętnego koncertu we Wrocławiu, kiedy pierwszy raz usłyszałam ich na żywo. Może zabrzmi to pretensjonalnie i banalnie, ale ich muzyka towarzyszyła mi w wielu ważnych momentach mojego życia i pozwalała czasem na oderwanie się od problemów. I wokal, wokal będący kolejnym instrumentem, rzadko wybijający się na pierwszy plan, płynący ze wszystkimi instrumentami, wyrażający więcej emocji, niż kiedykolwiek zdarzyło mi się usłyszeć w jakimkolwiek utworze.
Dla mnie Oceansize stali się i pozostaną legendą, ze społem, którego się nie zapomina, produktem pracy geniuszów muzycznych i niesamowitych ludzi, którzy całe serce włożyli w to, co chcieli tworzyć. Wielopoziomowe utwory sprawiają wrażenie niesamowicie skomplikowanych konstrukcji, podczas gdy prawdziwym pieknem tej muzyki była jej prostota, ale zmontowana w taki sposób, że utwory w stylu "Ornament/The Last Wrongs" czy "Superfluous to Requirements" potrafiły przyprawić o dreszcze. Tak, to zespół jedyny w swoim rodzaju. Nie do podrobienia, nie do naśladowania, nie do inspirowania się. Mam nadzieję, że zostanie zapamiętany tak długo, jak na to zasługuje.

Time won't change a thing when I'm gone (...) I'm not the picture now I am the frame

Bug Eyes

Autor: Anya , poniedziałek, 21 lutego 2011 20:06

No dobra. Zamiast wgapiać się bezcelowo w monitor i cierpieć, biorę się za pisanie. Na pierwszy ogień idzie fanfic z "Uncharted 2", bo mam kilka uwag fabularnych:P a później się zobaczy.
Czasem sobie myślę, że moje życie byłoby łatwiejsze i bardziej bezstresowe bez fejsbuka.

Broken Paradise

Autor: Anya 00:13

No i szykuje się tydzień siedzenia popołudniami przy konsoli. Nie, żebym narzekała. Może i lepiej, że w końcu będę miała czas sobie pograć i nadrobić zaległości, bo kilka gier czeka na przejście (a kilka na powtórne, m. in. "Uncharted 2" po ściągnięciu nowych skórek dla bohatera:P). Smutno mi tylko trochę, że muszę sama spędzać czas.

Raise Your Flags

Autor: Anya , wtorek, 15 lutego 2011 20:47

raise your flags
you've had enough of all the shit you cannot write down
alone, you mark your time
wait long
i'll watch him for you
change your mind when you change your clothes
i know
but that's not the point
show me something i won't forget
i don't
don't think
don't think that you can
one more time
i'll pay my piece
it won't change anything
pay no mind
it all goes on
until it stops

Studnia

Autor: Anya 11:53

Nie radzę sobie. Taka prawda.

Splash

Autor: Anya , poniedziałek, 14 lutego 2011 00:28

Ferie, ferie - i po feriach... muszę przyznać, że bawiłam się świetnie, nie licząc drobnych domowych dram i mrocznych historii:P przyjechał do mnie Łukasz (na cały tydzień<3), jeździliśmy na nartach, obijaliśmy się, graliśmy w "Little Big Planet" i inne dziwne gry, no a przede wszystkim dużo czasu spędziliśmy razem, co bardzo pozytywnie mnie naładowało. Zwłaszcza, że od wtorku zaczną się pewnie kolejne próby i spotkania co najwyżej raz w tygodniu.

Mam ambitny plan skończyć wreszcie moje historie. Rozpoczęłam ich już za dużo, zaplanowałam ich zbyt wiele, żeby tak po prostu spoczywać na laurach. Jak tylko doczytam książkę, na którą od dawna polowałam (Kazuo Ishiguro - "Nie opuszczaj mnie"), to zabiorę się najpierw za śpiącą, a później może Edena. Musiałam go na chwilę odłożyć, bo pewna drastyczna zmiana w sposobie kreowania rzeczywistości całkowicie odwróciła moje postrzeganie niektórych bohaterów i wątków, co wiązało się (i dalej wiąże) z wieloma kolejnymi zmianami, na które niekoniecznie mam chwilowo siłę. Nie wybaczyłabym sobie jednak, gdybym nie dopracowała tej powieści najbardziej, jak to tylko możliwe.

Miałam ostatnio trochę czasu, żeby przemyśleć niektóre rzeczy. Przypomniałam sobie, że mój dawny przyjaciel odchodząc ode mnie zarzucił mi, że 'dawałam mu nadzieję na coś więcej'. Chyba dotarło do mnie, skąd to się mogło wziąć. Robiłam wszystko, żeby go przy sobie zatrzymać, bo bardziej bałam się stracić jego - najbliższego przyjaciela i 'najbratniejszą' duszę kiedykolwiek - niż mojego (byłego już) faceta. I to chyba nie było tak, że ja coś do niego czułam - coś poza miłością przyjacielską oczywiście. Po prostu nie kochałam już mojego byłego chłopaka. A że męczyłam się w związku z nim jeszcze przez jakieś dwa kolejne miesiące, to już inna bajka, a jej zakończenie - jak to w bajkach bywa - ostatecznie jest bardzo dobre, w klasycznym, disneyowskim stylu. Poza tym straconym przyjacielem oczywiście, ale nawet Disney ostatnim czasem się troche wypaczył.

No i wyszła taka notka o wszystkim i o niczym. Dziwnie się poczułam wróciwszy dzisiaj do Warszawy. Z każdym kolejnym powrotem uświadamiam sobie, że w zasadzie poza Łukaszem, bliższymi znajomymi (których mogę policzyć na palcach jednej ręki) i studiami (trzeba w końcu napisać tę magisterkę) nie mam tu po co wracać. Czasem przed powrotem nachodzą mnie takie myśli, że chciałabym zostać u siebie, nigdzie nie wyjeżdżać, zaszyć się w moim miasteczku i tam sobie spokojnie egzystować. Kto wie, może tak będzie po studiach? A może zmieni się moje nastawienie do tego wszystkiego?
Szczerze, gdyby nie Łukasz, który temu wszystkiemu nadaje zupełnie inny i bardziej radosny wymiar, to mogłabym z czystym sumieniem powiedzieć, że o wiele więcej w tym mieście straciłam, niż zyskałam. Znajomi, przyjaciele, czas, pieniądze. Na szczęście jego osoba w pełni mi to wszystko rekompensuje. Co do znajomych - owszem, pojawili się nowi, ale czy mogę ich nazywać przyjaciółmi? Magu pisała ostatnio na blogu o przyjaźni i sama zaczęłam się nad nią zastanawiać. Szczerze, to w chwili obecnej ja jak przyjaciół traktuję jakieś 6 osób, za to w zamian to samo dostaję od dwóch. Tak, DWÓCH. Coś tu chyba jest nie tak.

Bubblin' In The Cut

Autor: Anya , poniedziałek, 31 stycznia 2011 01:06

Nie będę udawać, że przeszła mi Trono-mania:P jak widać. Wobec tego wrzucam 3 komiksy (krótkie i durne) i jeden fanart, coby nie było Wam smutno, że nic się u mnie nie dzieje. Jak się czegoś nie da doczytać, to follow the link do imageshacka, tam sobie można większe obczaić. Pozdro!:D







True Colors

Autor: Anya , niedziela, 23 stycznia 2011 23:32



Już pół roku razem♥♥♥

Save your scissors

Autor: Anya , środa, 19 stycznia 2011 22:05

OMG, jak już egzamin napisany, to oczywiście zacząć się muszą nowe dramy. Dowiedziałam się dzisiaj mianowicie, że nie dostanę indeksu, bo - uwaga - nie mam doniesionych wszystkich dokumentów (a mam, zaznaczam). Przy czym podbito mi legitkę, studiuję sobie legalnie, egzaminy zaliczam, nawet w przesławnym USOSie jestem, a tu nagle takie coś. Mój dziekanat momentami mnie wykańcza. Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko szybko wyjaśnić, bo nerwica mnie bierze, jak ledwo mam w ciągu dnia 2h czasu na jakikolwiek relaks i naukę (najczęściej na relaksie się kończy...), a teraz muszę jeszcze biegać po dziekanatach. Cudownie, tylko tego mi brakowało do szczęścia.
Jestem zła.

EDIT: Oczywiście okazało się, że wszystkie moje dokumenty są na miejscu. Splendid:D gratulacje dla państwa dziekanactwa.

OMGgg

Autor: Anya , wtorek, 18 stycznia 2011 21:23

Tak naprawdę sesję mam jutro od 9:45 do 11:15 i tylko tym jednym egzaminem NAPRAWDĘ się stresuję (poza tym literatura hebrajska i wystąpienie, dam radę, ale ten chiński... jak to zawalę, to sobie never nie wybaczę ever). No, więc żeby nie było, że nic nie wrzucam, to tutaj dwie fotki wykonane moją mega marną kamerką internetową.



Tak, to ja w mojej koszulce Oceansize i ja, jak jem ciastko.

Sesja==;

Autor: Anya , niedziela, 16 stycznia 2011 12:37

W tym roku jakaś lżejsza, ale i tak trzeba troszkę przysiąść i poczytać. Na szczęście we wtorek za tydzień będzie już po wszystkim:). Najbardziej boję się zaliczenia z chińskiego, bo powtarzam materiał już ze 2 tygodnie, ale nie wiem, czy to wystarczy. Moje japonistyczne zaliczenia są za to w tym semestrze jakieś łatwe i mało stresujące:P no, może poza wystąpieniem przed całą grupą, które mnie czeka w piątek, ale z tym sobie jakoś poradzę, wystarczy wykuć tekst na pamięć i będzie dobrze, byle się tylko nie pomylić. Jutro zaliczenie z PNJ i lektury tekstów klasycznych, w środę chiński, w piątek wystąpienie, a we wtorek - literatura hebrajska (nie pytajcie, po co mi to na japonistyce, muszę to zaliczyć i koniec, za co pięknie dziękuję mojemu nowemu programowi, przez który nie dość, że musiałam rzucić pracę, to teraz muszę jakieś bulszity zaliczać). No, ale nie narzekajmy - później zostanę do środy celem dokończenia korepetycji, a w czwartek zmywam się do domu. I jako nagrodę posesyjną (chociaż w tym roku naprawdę nie czuję się, jakbym miała sesję) kupię sobie "Tron: Evolution" na ps3 i będę grać, grać, grać. Zajawka była marna, ale po przeczytaniu recenzji jakoś naszła mnie ochota, żeby jednak spróbować. Zwłaszcza, że w sumie po pójściu na "Dziedzictwo" drugi raz stwierdzam, że film istotnie był zacny i fajny, stylistyka genialna, a jak będę miała kota, to nazwę go Rinzler.



Coffee Heaven i Turtle Latte

Autor: Anya , poniedziałek, 10 stycznia 2011 23:05

Lubię Turtle Latte w Coffee Heaven, ale bynajmniej nie dlatego, że jest smaczna (choć jest, i to bardzo:D). Tak sobie myślę, że gdyby nie ta kawa, to byłabym teraz nieszczęśliwa/cierpiąca/w związku, którego wcale nie chciałam, ale pewnie bym się na niego prędzej czy później zgodziła. Gdyby nie to wesele, na którym spędziłam czas z Łukaszem, bo mój ówczesny facet wolał spać w samochodzie i zostawić mnie z tłumem ledwie-znajomych, nie byłoby jednak tej kawy. Bo jakoś dwa dni po tym weselu feralnym spotkałam się z Łukaszem na tej właśnie kawie i przegadaliśmy dobre kilka godzin. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będziemy razem, ba! Nie wiedziałam nawet, że zostawię mojego już-byłego, bo przecież chciałam walczyć i byłam gotowa cierpieć. Głupia byłam. No, ale prędzej czy później musiało się to wszystko jakoś rozwiązać. I teraz ta kawa z zielona herbatą kojarzy mi się z przezabawną rozmową, z pierwszymi krokami, które poczyniliśmy z Łukaszem w swoją stronę. Kojarzy mi się z zatłoczonym dworcem i wielką kolejką do kasy, która uniemożliwiła mi kupienie biletu do domu. Bardzo miły był to dzień, bo pozwolił mi totalnie oderwać się od wszystkiego, co mnie bolało i było nie tak. I tak już zostało - ile razy spotkam się z Łukaszem, zawsze potrafi odwrócić moją uwagę od zmartwień i problemów, jakoś zawsze potrafię się przy nim cieszyć z najmniejszych rzeczy. Wcześniej często zdarzało się, że te 'najmniejsze rzeczy' mnie przytłaczały. Teraz wiem, że wcześniej to po prostu nie było to. Wiele osób mi powtarzało - będziesz wiedziała, czy to 'ten', czy to ta właściwa osoba dla ciebie. Obudzisz się pewnego dnia i po prostu będziesz wiedziała.
No i wiem.

"Trona" ciąg dalszy

Autor: Anya , środa, 5 stycznia 2011 00:53

Byłabym lepszym Rinzlerem niż Rinzler.