Splash

Autor: Anya , poniedziałek, 14 lutego 2011 00:28

Ferie, ferie - i po feriach... muszę przyznać, że bawiłam się świetnie, nie licząc drobnych domowych dram i mrocznych historii:P przyjechał do mnie Łukasz (na cały tydzień<3), jeździliśmy na nartach, obijaliśmy się, graliśmy w "Little Big Planet" i inne dziwne gry, no a przede wszystkim dużo czasu spędziliśmy razem, co bardzo pozytywnie mnie naładowało. Zwłaszcza, że od wtorku zaczną się pewnie kolejne próby i spotkania co najwyżej raz w tygodniu.

Mam ambitny plan skończyć wreszcie moje historie. Rozpoczęłam ich już za dużo, zaplanowałam ich zbyt wiele, żeby tak po prostu spoczywać na laurach. Jak tylko doczytam książkę, na którą od dawna polowałam (Kazuo Ishiguro - "Nie opuszczaj mnie"), to zabiorę się najpierw za śpiącą, a później może Edena. Musiałam go na chwilę odłożyć, bo pewna drastyczna zmiana w sposobie kreowania rzeczywistości całkowicie odwróciła moje postrzeganie niektórych bohaterów i wątków, co wiązało się (i dalej wiąże) z wieloma kolejnymi zmianami, na które niekoniecznie mam chwilowo siłę. Nie wybaczyłabym sobie jednak, gdybym nie dopracowała tej powieści najbardziej, jak to tylko możliwe.

Miałam ostatnio trochę czasu, żeby przemyśleć niektóre rzeczy. Przypomniałam sobie, że mój dawny przyjaciel odchodząc ode mnie zarzucił mi, że 'dawałam mu nadzieję na coś więcej'. Chyba dotarło do mnie, skąd to się mogło wziąć. Robiłam wszystko, żeby go przy sobie zatrzymać, bo bardziej bałam się stracić jego - najbliższego przyjaciela i 'najbratniejszą' duszę kiedykolwiek - niż mojego (byłego już) faceta. I to chyba nie było tak, że ja coś do niego czułam - coś poza miłością przyjacielską oczywiście. Po prostu nie kochałam już mojego byłego chłopaka. A że męczyłam się w związku z nim jeszcze przez jakieś dwa kolejne miesiące, to już inna bajka, a jej zakończenie - jak to w bajkach bywa - ostatecznie jest bardzo dobre, w klasycznym, disneyowskim stylu. Poza tym straconym przyjacielem oczywiście, ale nawet Disney ostatnim czasem się troche wypaczył.

No i wyszła taka notka o wszystkim i o niczym. Dziwnie się poczułam wróciwszy dzisiaj do Warszawy. Z każdym kolejnym powrotem uświadamiam sobie, że w zasadzie poza Łukaszem, bliższymi znajomymi (których mogę policzyć na palcach jednej ręki) i studiami (trzeba w końcu napisać tę magisterkę) nie mam tu po co wracać. Czasem przed powrotem nachodzą mnie takie myśli, że chciałabym zostać u siebie, nigdzie nie wyjeżdżać, zaszyć się w moim miasteczku i tam sobie spokojnie egzystować. Kto wie, może tak będzie po studiach? A może zmieni się moje nastawienie do tego wszystkiego?
Szczerze, gdyby nie Łukasz, który temu wszystkiemu nadaje zupełnie inny i bardziej radosny wymiar, to mogłabym z czystym sumieniem powiedzieć, że o wiele więcej w tym mieście straciłam, niż zyskałam. Znajomi, przyjaciele, czas, pieniądze. Na szczęście jego osoba w pełni mi to wszystko rekompensuje. Co do znajomych - owszem, pojawili się nowi, ale czy mogę ich nazywać przyjaciółmi? Magu pisała ostatnio na blogu o przyjaźni i sama zaczęłam się nad nią zastanawiać. Szczerze, to w chwili obecnej ja jak przyjaciół traktuję jakieś 6 osób, za to w zamian to samo dostaję od dwóch. Tak, DWÓCH. Coś tu chyba jest nie tak.

0 Response to "Splash"

Prześlij komentarz